Na opowieści pod tytułem „piłem, brałem, prowadziłem rozwiązły tryb życia, miałem trzy żony i dwadzieścia kochanek, ale niczego nie żałuję” można różnie spojrzeć. Czasem jest tzw. lans, czyli robienie sobie rozgłosu, bo wiadomo, że pseudospowiedzi przyciągają zainteresowanie publiki. Dożyliśmy niestety czasów, w których wywlekanie tego, czego dawniej ludzie się po prostu wstydzili, dziś może przynieść wymierne korzyści, szczególnie w tzw. show-biznesie. Co gorsza, tego rodzaju autoreklama nazywana jest odwagą. Postawa „niczego nie żałuję” może świadczyć po prostu o duchowo-intelektualnym ubóstwie osoby ją reprezentującej. Jest pewien poziom prymitywizmu i narcyzmu, który uniemożliwia elementarne dostrzeżenie zła i uderzenie się w piersi. Może być też tak, że ktoś myli fakt, że na własnych błędach i grzechach można się wiele nauczyć, z brakiem żalu za owe błędy i grzechy.
Wedle tej nowej mody „nieżałowania niczego” ewangeliczne przypowieści powinny zostać trochę zmienione. Na przykład kobieta cudzołożna, do której Jezus powiedział: „Idź, a od tej chwili już nie grzesz” (J 8,11), mogłaby z uśmiechem odpowiedzieć: No tak, czas na zmianę, może założenie rodziny, ale w gruncie rzeczy niczego nie żałuję, cudzołożenie dało mi wiele ciekawych doświadczeń. Celnik Zacheusz powinien ugościć, jak się należy, Jezusa, a nawet przy tej okazji dać coś na biednych, ale nie powinien mówić: „Jeśli kogo w czym skrzywdziłem…” (Łk 19,8). Wręcz przeciwnie! Należało trwać przy swoim i twierdzić, że i owszem, praca zwierzchnika celników wymagała niekiedy „trudnych” decyzji, ale niczego się nie żałuje, bo to była w gruncie rzeczy pasjonująca służba społeczeństwu.
W sumie mówienie, że nie tylko „więcej grzechów nie pamiętam”, ale w ogóle, że „żadnych grzechów nie pamiętam”, aż tak bardzo mnie nie dziwi. Kiedy odrzucamy fakt, że stoimy przez Bogiem, Stwórcą i Zbawicielem, to w konsekwencji negujemy rzeczywistość grzechu i winy. Bo gdybyśmy ją uznali, to w gruncie rzeczy nie wiedzielibyśmy, co z tym zrobić. Lepiej więc iść w zaparte. Katechizm Kościoła Katolickiego podkreśla, iż rzeczywistość grzechu poznajemy dopiero w świetle Objawienia. „Bez tego poznania Boga […] nie można jasno uznać grzechu; pojawia się pokusa, by wyjaśniać go jedynie jako wadę w rozwoju, słabość psychiczną, błąd, konieczną konsekwencję nieodpowiedniej struktury społecznej itd.” (KKK, 387). Dlatego Jezus mówi, że kiedy przyjdzie Duch Święty, to „przekona świat o grzechu” (J 16,8). Tak! autentyczne (nie neurotyczne) poczucie grzechu i szczery żal za to, czego żałować należy, jest owocem Ducha. Ale nie tylko. Owocem Ducha jest też otwarcie się na Boże miłosierdzie i przemiana życia. Zdrowy żal staje się bramą ku lepszemu…
Dariusz Kowalczyk SJ |