Już w samym opisie stanu dzisiejszej Polski wywraca wartości. To, co powszechnie przeżywamy jako katastrofę społeczną – dla socjologa „Gazety Wyborczej” jest postępem otwierającym perspektywę nadziei: „polskie społeczeństwo się zmienia. Z roku na rok przybywa rozwodników, maleje liczba małżeństw, coraz więcej osób żyje w związkach niesformalizowanych (rodzi się w nich już prawie 30 proc. dzieci). Jednocześnie rośnie liczba partnerów seksualnych w ciągu życia”.
Na przeszkodzie oczekiwanemu przez Szumlewicza postępowi stoi jednak kultura monogamiczna, która ciągle podtrzymuje „tradycyjną”, czyli po prostu rodzinę. Szumlewicz opisuje tę kulturę szczerze i szeroko, otwarcie kwestionując wartości wynikające z wierności małżeńskiej. W imię autonomii jednostki piętnuje „choćby relacje z teściami (które często stają się przyczyną kryzysu) albo trudne doświadczenie rodzicielstwa, kiedy niemowlę pochłania całą uwagę któregoś z partnerów”.
Szumlewicz ubolewa, że w monogamicznej kulturze „nie można oczekiwać od partnera, aby ochładzał relacje z rodzicami czy lekceważył potrzeby dzieci”. Bo stan naturalny dla socjologa „Wyborczej” to sytuacja, kiedy miłość dwóch osób przestaje oznaczać wzajemne przyjmowanie swoich bliskich i rodzin, a troska o dzieci przestaje być czymś oczywiście zobowiązującym.
Te pomysły odejścia od kultury idą dalej niż engelsowska koncepcja przedspołecznej anarchii seksualnej. Skojarzenie przesadne? Nie, to sam Szumlewicz je wskazuje. Dla niego multiseksualizm – „poliamoria”, jak to nazywa – to po prostu powrót na drogę... do socjalizmu. Nie chodzi zresztą o utopię, ale o socjalizm całkiem konkretny. Autor „Gazety Wyborczej” zachęca do wykorzystania doświadczeń szwedzkiej polityki „defamilizacji” (!), dzięki której „przyzwolenie dla relacji poliamorycznych jest w Szwecji najwyższe na świecie, podobnie jak poparcie dla ich legalizacji […] ogromnie rośnie liczba relacji kilkuosobowych lub łączących przyjaźń z seksem”.
Często do liberalnych mediów mamy pretensje o ich stronnicze podejście do walk wyborczych. Problem nie w tym, że „Wyborcza” i jej przyjaciele zwalczają polityczną prawicę, ale że podważają naturalne fundamenty cywilizacji, w której i dzięki której żyjemy.
Marek Jurek |