13 maja
poniedziałek
Serwacego, Roberta, Glorii
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Kaganiec na media?

Ocena: 0
4037
Media publiczne powinny uwzględniać, że zdecydowana większość Polaków to katolicy. Ich punkt widzenia powinien być w największym stopniu akcentowany – mówi o sytuacji w polskich mediach Wiktor Świetlik, dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy.
Z Wiktorem Świetlikiem, dyrektorem Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich rozmawia Radek Molenda


Jak ocenia Pan obecną kondycję polskich mediów?

Koń jaki jest, każdy widzi. Generalnie – jest bardzo źle. Media stają się coraz gorsze po pierwsze – przez kryzys finansowy, jaki je dotyka, po drugie – następuje leninizacja mediów; dziennikarze potwornie angażują się ideologicznie. Efekty widać gołym okiem. Źle przygotowane materiały czy niezachowywanie obiektywizmu – to staje się nagminne.


Jest Pan orędownikiem wolności mediów, więc – trochę przewrotnie – będę pytał o jej granice. Wolno dziennikarzom ilustrować materiał o sektach zdjęciami pielgrzymów modlących się na Jasnej Górze, jak to 10 lipca zrobiła TVP2?

Wolno, a nawet powinno się realizować dziennikarstwo wyższej jakości. Materiał z „Panoramy”, do którego pan nawiązuje, mógł moim zdaniem wynikać z czyjejś złej woli, wtedy byłoby to karygodne, ale mógł też wynikać z potwornej amatorszczyzny, która wdziera się w media i ze względu na wspomniane cięcia finansowe, i przez to, że ilość wypiera jakość.


Telewizjom prywatnym też brakuje pieniędzy na rzetelne dziennikarstwo?


Ludzie zarządzający mediami doszli do wniosku, że zaoszczędzą na jakości. Często decyduje zasada: mierny, ale wierny. Do tego dobrze płaci się dziś głównie pseudodziennikarzom – celebrytom, bohaterom jakichś „Tańców z gwiazdami”, „Idoli”, a nie dobrym fachowcom. To też wina odbiorców.


Stacje prywatne mają swoje pryncypia, a media publiczne? Niedawno dwoje redaktorów „telewizji śniadaniowej”, o których rozwodach rozpisywały się bulwarówki, zaprosiło do studia celebrytkę znaną z życia w konkubinacie. Ich rozmowa miała jeden cel: przekonać widzów, że „na kocią łapę jest lepiej”. A w pasku u dołu ekranu – horoskop. To jest wypełnianie misji publicznej?

Media publiczne winny reprezentować wszelkie obecne w społeczeństwie postawy i grupy społeczne. A więc obok zniechęconych do małżeństwa powinno się pokazać tych, którzy będą go bronić. Szczególnie że promocja rozwodów jest kompletnie aspołeczna. Przecież sami rozwodnicy z reguły przyznają, że to okropne przeżycie, nieszczęście, trauma dzieci i tak dalej. Robienie z tego jakiegoś trendu świadczy o prymitywizmie.

Dziennikarze to grupa osadzona kulturowo tak, że z jednej strony prowadzą dość liberalny tryb życia, a z drugiej – często ulegają modom na np. antyklerykalizm. Ironizując: wielu z nich kreuje się na „młodych, wykształconych, z dużych miast”, choć często nic z tego nie jest prawdą. Tym bardziej się kreują.


Gdzie więc kończy się w mediach wolność narzucania kreowanej przez dziennikarzy rzeczywistości? Jan Wejchert przekonywał, że każdy przyjmowany do TVN dziennikarz już na wstępie dowiaduje się, że „nie ma prawa epatować widzów własnymi poglądami politycznymi”. Jak jest – każdy widzi.

To zależy od przyjętej normy. Istnieje jasna norma prawna, która jednak skolonizowała normę etyczną, a w zasadzie takiej normy w stosunku do mediów w Polsce brak. W zamian mamy coś na kształt etyki plemiennej, funkcjonującej tylko w obrębie własnej grupy. Przypomina się dobrze obrazująca myślenie dzisiejszego środowiska dziennikarskiego anegdota Marcina Wolskiego. Opowiada o zderzeniu się na drodze w Papui Nowej Gwinei dwóch samochodów kierowanych przez członków dwóch plemion. Który kierowca był sprawcą, a który poszkodowanym? To zależy od tego, z którego plemienia był policjant, który to badał.

Przykładem są akty niesolidarności dziennikarskiej. Przypomnijmy sobie, jak niedawno poseł Stefan Niesiołowski atakował Ewę Stankiewicz. Bardzo wielu dziennikarzy zamiast obiektywnie przeanalizować tę sytuację, w której przecież sami mogli się teoretycznie znaleźć, reagowało mówiąc, że Niesiołowski to przecież bardzo zasłużony człowiek, a Stankiewicz jest zaangażowana politycznie. A przecież czymkolwiek by się zajmowała – jest dziennikarką. Krótko mówiąc: ludzie o określonych poglądach nie odczuwali żadnego imperatywu do solidarności zawodowej wobec osób reprezentujących inną opcję niż oni. Solidarność zawodowa nie obowiązuje poza własnym obozem politycznym. To jest fatalne i na środowisku dziennikarskim już się odbija.


PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 13 maja

Poniedziałek, VII Tydzień wielkanocny
Wspomnienie Najświętszej Maryi Panny Fatimskiej
Jeśli razem z Chrystusem powstaliście z martwych, szukajcie tego, co w górze,
gdzie przebywa Chrystus, zasiadający po prawicy Boga.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 16, 29-33
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
Nowenna do św. Andrzeja Boboli: 7-15 maja



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter