To prawda, że książka narusza ważne tabu. Przywykliśmy uważać, że dzieci nie odpowiadają za czyny rodziców, że swoją kartę każdy człowiek zapisuje sam od zera. Co jednak zrobić, gdy czyny dzieci wydają się bardzo silnie warunkowane (złymi) wyborami rodziców, a skala zjawiska sprawia, że możemy mówić o poważnym czynniku socjologicznym, wpływającym na naszą rzeczywistość? Milczenie nie jest żadnym rozwiązaniem. Trzeba mówić, nawet naruszając tabu. Oczywiście, każdy człowiek, nawet mając złych rodziców, może w dowolnym momencie swojego życia wybrać dobrze. W przypadku biografii tak szczególnych jak te związane z rodzinami komunistycznymi wypada jednak choć odnieść się do problemu. Z książki wynika tymczasem, że nasze gwiazdy o proweniencji esbeckiej czy partyjnej ślady raczej zacierały, deklarując w wywiadach, że do mediów przyszły nieomal z ulicy. A przecież tak naprawdę ludzie ci skorzystali z pozycji swoich rodziców. Dotyczy to zwłaszcza dziennikarzy, którzy rozpoczęli kariery w latach 80. Zajęli miejsca pracowników wyrzuconych za sympatię do „Solidarności”. Zajęli, bo jako pochodzący z posłusznych władzy domów dawali gwarancję, że „nie zrobią numeru”. Mieli bawić, mieli być wentylem bezpieczeństwa i to „na żywo”, ale tym bardziej musieli być pewniakami. W komunizmie to była żelazna zasada – im więcej luzu na antenie, tym więcej kontroli poza anteną. Bo jeśli audycja była „na żywo”, to cenzor musiał siedzieć w środku redaktora.
Ujawnienie rodzinnych korzeni większości medialnego establishmentu pozornie niewiele zmieni. Patrząc długofalowo, jest to jednak ważne wydarzenie. Zasadniczy wniosek z tej książki jest bowiem dość prosty: niektórym wolno mniej. Znacznie mniej. Jeżeli pochodzi się z rodziny esbeckiej czy partyjnej, to zwyczajnie nie wypada stać w pierwszym szeregu walki z lustracją, wiarą i polskością. Ktoś, kto tego nie rozumie, ryzykuje zarzut, że kontynuuje dzieło rodziców, ale innymi narzędziami: już nie przemocą fizyczną, ale medialną. Też bolesną, i też skuteczną. Ta książka, wierzę, uświadomi wielu gwiazdom sytuację, w której się znalazły.
Na marginesie warto zwrócić uwagę, że powodzenie krytycznych książek i publikacji o mediach tzw. głównego nurtu nie jest przypadkowe. Wielu Polaków wyczuwa, że to właśnie one są kluczowym problemem kraju. Z tymi mediami, które mamy, naprawa ojczyzny, zabezpieczenie jej przyszłości, stają się niesłychanie trudne. To media kształtują scenę polityczną, to one forsują fatalny kurs w edukacji i kulturze. Nawet jeżeli wyborcy nie są w stanie nazwać tego zjawiska, to doskonale je wyczuwają. Co cieszy, bo uświadomienie sobie problemu to pierwszy krok do jego pokonania.
Jacek Karnowski |