W 1985 roku, wśród trudnych do zaakceptowania pozostałości stanu wojennego, wystąpiłam z buńczucznym – jak na owe czasy – hasłem, że szkoła jest nasza. Właśnie poszedł do pierwszej klasy nasz najstarszy syn Karol i okazało się, że my jako jego rodzice niewiele mamy w szkole do powiedzenia w sprawie wychowania zgodnego z naszym światopoglądem na przykład. Dlatego przemyślawszy sprawę, wysłałam swój artykuł do „Tygodnika Powszechnego”, bo gdzież wtedy miałabym wysłać.
Ale minęło od tamtej pory grubo ponad ćwierć wieku i – jak widzimy – szkoły dalej nie są nasze. Pod koniec lat 90., czyli jakieś piętnaście lat temu, niemal na początku pionierskich lat budowania Nowej Polski, trwał jeszcze bujny rozkwit różnych obywatelskich inicjatyw i jeśli nie rosnących, to przynajmniej stabilnych, nadziei. Trwała społeczna walka o bon oświatowy, czyli kwotę z publicznych przeznaczonych na finansowanie edukacji pieniędzy, która szłaby za dzieckiem i pozwalała jego rodzicom wybierać dla dziecka szkołę, którą tym bonem by wspierali. Zarazem, co oczywiste, mieliby w tej szkole coś do powiedzenia. Byłaby to ich szkoła.
Teraz do szkół chodzą dzieci Karola, Staś i wkrótce Marysia, a bonu oświatowego i innych sposobów finansowania społecznej oświaty jak nie było, tak nie ma. Walka bowiem została wtedy przegrana. A w szkołach – także w skali kraju, co oznacza programy szkolne – jest coraz gorzej i gorzej. Rodzice niewiele mają do powiedzenia, a jeśli już mogliby coś powiedzieć, to często nie mówią. Czy nie mają żadnej wiary, że to ma sens? Czy, jak w poprzedniej epoce, boją się, żeby dzieciom to nie zaszkodziło? Czy może jest im po prostu wszystko jedno?
Kiedy zaś nie jest im wszystko jedno i zaczynają toczyć walkę w najważniejszej sprawie – aby szkoła nie znikała z ich wsi czy dzielnicy – niemal nie mają sojuszników.
Można – i należy – zakładać własne szkoły: katolickie, prywatne i społeczne. Bo jest ich o wiele, o wiele za mało. Ale skąd brać fundusze, skąd brać kredyty, skąd wiarę, że jednak system się zmieni?
Papież Franciszek nie mówi nam, co mamy w Polsce robić ze szkołą, ale mówi nam, co jako chrześcijanie mamy robić ze swoim życiem: „Nie lękajmy się definitywnych zobowiązań, zobowiązań angażujących i obejmujących całe życie! W ten sposób nasze życie będzie owocne! To właśnie jest wolność – odwaga podejmowania decyzji z wielkodusznością”.
Barbara Sułek-Kowalska |