– Odeszłam z pracy, nie miałam gdzie mieszkać i nie miałam pieniędzy. Wtedy hostel stał się dla mnie miejscem, gdzie mogłam się zakotwiczyć i w bezpiecznych warunkach pobyć kilka miesięcy bez lęku, że zostanę wyrzucona na bruk – opowiada Lidka z okolic Tłuszcza. W czasie rocznego pobytu ukończyła policealną szkołę zawodową, a dziś pracuje jako asystent niepełnosprawnego Patryka. Dobrze wspomina kurs aktywizacji zawodowej.
– Chodziłam na rozmowy kwalifikacyjne, przełamywałam wiele lęków i ograniczeń. Zdobyłam nowy zawód, dzięki czemu znalazłam pracę. Jako asystent osoby niepełnosprawnej odkrywam swoje talenty, umiejętności, pozytywne cechy – podkreśla.
Kurs dał jej wiedzę z zakresu kodeksu pracy, ale nie tylko. Nauczyła się gotować, utrzymywać porządek, fachowo opiekować się dziećmi. – Miałam praktyki w przedszkolu, co dziś przydaje mi się w pracy – podkreśla.
Hostel nauczył ją również życia we wspólnocie i uwrażliwił na potrzeby drugiego człowieka. – Byłam przewodnikiem dla nowych mieszkanek – opowiada. – Jedna z nich powiedziała mi, jak ważne dla niej były wycieczki po stolicy i moja obecność. Niby nic, a dla drugiego człowieka może mieć duże znaczenie – wspomina.
Hania z kujawsko-pomorskiego w hostelu stanęła na nogi. – Troska i zainteresowanie pracownic dodały mi pewności siebie i pokazały, jak walczyć o swoje, mimo że inni we mnie wątpią. Wspierały mnie rozmową, także przy roznoszeniu CV. Koleżanki troszczyły się o mnie, gdy chodziłam na rozmowy kwalifikacyjne. Dostałam pracę, która mnie cieszy i fascynuje – podkreśla Hania, pracująca w jednej z warszawskich drukarni.
Marta, dermokonsultantka w sklepie kosmetycznym w Bydgoszczy, docenia rodzinny klimat w hostelu. – Był to najpiękniejszy okres mojego życia i bardzo wiele zawdzięczam temu miejscu i osobom, które tam pracują. Przez cały czas czułam życzliwość i rodzinną atmosferę. Niezwykłym doświadczeniem była bezinteresowność dziewcząt, dzielenie się i wspieranie, ale był to także czas pracy nad sobą. Otworzyły mi się oczy na sprawy, na które wcześniej nie zwracałam uwagi – przyznaje.
– Pracownice starały się pomagać nam w budowaniu wspólnoty, uczyły wzajemnej pomocy. Służyło temu wspólne wykonywanie prac porządkowych, ale też dni skupienia, rekreacje, oglądanie filmów czy jakieś inne zabawy – dodaje Lidka. – Ówczesna kierowniczka hostelu, pani Kinga Gajewska, zawsze przypominała: „Dziewczyny, szanujcie się nawzajem”.
Kiedy Ada z Opola zamieszkała w hostelu po maturze w 2013 r., kierowniczką była Maria Szulikowska. – Poznanie jej było dla mnie momentem zwrotnym, pomogła wyprostować mi kręgosłup moralny – zwierza się Ada. – Stała nad nami, kibicowała i mówiła: „Nie wyszło? Trudno, musisz się poprawić”. Obecnie Ada jest studentką trzeciego roku na SGGW w Warszawie.
Stowarzyszeniu patronuje Eleonora Motylowska (1856-1932), która na przełomie XIX i XX w. w Warszawie pomagała dziewczętom przyjeżdżającym za pracą „do wielkiego miasta”. W wynajętych mieszkaniach organizowała dla nich pomoc materialną, socjalną, medyczną, moralną i religijną. Zakładała szkoły zawodowe i kursy dokształcające. Jest wzorem dla pracowników Stowarzyszenia, w którym podstawą udzielanej pomocy jest indywidualne traktowanie. Każda osoba może liczyć na wysłuchanie i poważne potraktowanie historii jej życia oraz planów na przyszłość.
– Mogą tutaj zamieszkać kobiety od 18. do 35. roku życia, które pragną się usamodzielnić, potrzebują bezpiecznego miejsca, podpowiedzi i wsparcia innych osób – mówi Marzena Kózka, obecna kierownik hostelu. – Pracują tu pedagodzy, psycholog, pracownik socjalny i doradca zawodowy. Pomagają dziewczętom w szukaniu pracy, w rozmowach z pracodawcami, ale także uczą wchodzenia w relacje, radzą w sprawach osobistych i rodzinnych.
Drogi do hosteli Stowarzyszenia w Warszawie i Krakowie wiodą różnymi torami. Dziewczęta dowiadują się o nich przez urząd pracy, inne przez kapłanów, poprzez ulotkę czy znajomych. – Oszukana przez pracodawcę, wylądowałam na bruku. Zadzwoniłam, spakowałam rzeczy, przyjechałam do hostelu i z dnia na dzień zmieniłam pracę – wspomina jedna z dziewcząt.
– Oprócz dachu nad głową otrzymałam także troskę, zrozumienie i miłość. Podczas comiesięcznych Eucharystii modliłyśmy się za siebie nawzajem – mówi – a pracownice hostelu robiły szturm po internecie, dzwoniły po znajomych i pomagały nam znaleźć zatrudnienie. Pomagały, ale nie wyręczały. Jestem im za to bardzo wdzięczna.
Iwona Serwicka |