Jej jedyny dydaktyzm wyraża się w przekonaniu, że Polacy powinni przychodzić na Jasną Górę, a jeśli nawet tego nie robią, to będąc blisko, nie powinni omijać tego miejsca obojętnie. To nie jest książka o tym, że Matka Boża wyjedna nam każdą łaskę, o którą poprosimy. Wręcz przeciwnie – „Spotkania Jasnogórskie” to książka na swój sposób stoicka, o „tych, którzy żałują i cierpią”. Królowa, dostojnie patrząca ze swej ikony, uczy nas przede wszystkim przyjmować swój los – powołanie, które powinniśmy wypełnić, nawet jeśli nic nas w nim nie pociąga.
Jedynie nielicznym bohaterom książki pisana była pomyślna przyszłość, chyba tylko królowi Janowi III i abp. Roncalliemu, dziś znanemu jako bł. Jan XXIII. Znacznie częściej było tak jak w wypadku malarza, restauratora ikony po najeździe husyckim, który – patrząc "po ludzku" – zmarnował życie, bo nie chciał obrońców złej sprawy „opuścić, gdy wszyscy byli przeciwko nim”. Pięć wieków później było tak z oficerem narodowego podziemia, który stracił żonę, dzieci i wnuczkę, bo też nie odstąpił przegranej – choć tym razem świętej – sprawy. Poważna książka napisana w ciężkich czasach. Aktualna ciągle – jak długo Polacy będą musieli podejmować decyzje.
Marek Jurek |