W ostatnich tygodniach jest w znakomitej formie. Udowodniła to m.in. w Madrycie.
fot. PAP/EPA/ALESSANDRO DI MEOW stolicy Hiszpanii wygrała turniej WTA 1000 po fascynującym finale z Aryną Sabalenką. Iga Świątek. Numer jeden wśród tenisistek. Zawodniczka, która nieustannie robi wiele, by stać się najbardziej rozpoznawalną sportsmenką z naszego kraju. Zresztą, na temat popularności wypowiedziała się ostatnio i były to słowa… ciekawe. Przy okazji turnieju w Rzymie stwierdziła, że to, co się dzieje wokół niej, jest po prostu sympatyczne i wcale jej nie przeszkadza. Jest to wypowiedź intrygująca, bo czasy mamy takie, że popularność łatwo może się zamienić w coś nieznośnego, utrudniającego normalne funkcjonowanie. Iga tego na szczęście nie doświadcza. I oby taka sytuacja trwała jak najdłużej.
Przed naszą tenisistką jedno z największych wyzwań w karierze: igrzyska olimpijskie. Warto w tym momencie wrócić do historii. Był rok 2018. Rozgrywane po raz trzeci igrzyska olimpijskie młodzieży odbywały się w Buenos Aires. Siedemnastoletnia Iga z powodu zatrucia pokarmowego miała w turnieju sporo problemów. W singlu odpadła w ćwierćfinale, walkowerem oddała mecz miksta, ale… dała radę w deblu. Mimo kłopotów zdrowotnych sięgnęła po złoto w duecie ze Słowenką Kają Juvan. Teraz, w dorosłym życiu, stanie przed szansą walki o podium w Paryżu. Tenis i igrzyska to dla Polski niezbyt udane połączenie. Nie mamy w tym sporcie żadnego medalu, co pokazuje, przed jakim zadaniem stanie nasza tenisistka. Trzeba też oczywiście pamiętać, że już przy okazji olimpiady w Tokio, tej poprzedniej, wielu fachowców wskazywało Świątek jako zawodniczkę gotową do osiągnięcia sukcesu. Polka była rozstawiona z numerem szóstym, ale rywalizację zakończyła szybko, na drugiej rundzie. Nie dała rady w pojedynku z Hiszpanką Paulą Badosą. Tę historię trzeba pamiętać także w tym roku. Przecież w wielkim sporcie nic nigdy nie jest pewne ani podane na tacy. Każdemu kibicowi tenisa marzy się medal Igi. Ona sama będzie miała taki cel. Natomiast sama doskonale zdaje sobie sprawę z wyzwania. „Igrzyska są oczywiście priorytetem, ale trudno będzie przygotować optymalną formę tylko na ten czas. Gdybym chciała tak zrobić, to musiałabym rozpocząć przygotowania już w trakcie Rolanda Garrosa” – te słowa nie pozostawiają żadnych wątpliwości. Iga doskonale zna rangę olimpijskich zawodów, lecz w jej sporcie nie da się ustawić wszystkich planów pod jedną, nawet najistotniejszą imprezę.
Dlatego snucie opowieści, że Świątek na pewno wróci z igrzysk z medalem, jest nie na miejscu. Ona może tego dokonać. Może, ale nie musi. Nie jest robotem ani maszyną do wygrywania. Apeluję nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni. Każdy sportowiec, nawet tak znakomity jak Iga, ma prawo do słabszego dnia. I jeśli naszej mistrzyni nie uda się przywieźć medalu z Paryża, to ani świat się nie zawali, ani nie wpłynie to na ocenę jej dokonań. To jest wybitna zawodniczka, która już ma wyjątkowe miejsce w historii polskiego sportu.