Nie ma Pan wrażenia, że w wielu środowiskach panuje pogląd, jakoby wzmacnianie dumy i tożsamości narodowej prowadziło do wzrostu nastrojów nacjonalistycznych, ksenofobicznych i antysemickich?
Myślę, że wiele osób wynosi z dzieciństwa wizję patriotyzmu jako czegoś na kształt szkolnej akademii, nudnej i naiwnej. Reakcją na to jest bunt i odrzucenie patriotyzmu. Na szczęście wraz z wiekiem przychodzi zrozumienie, że patriotyzm to poznanie i akceptacja swojej historii takiej, jaka ona jest, bez uproszczeń i naiwnego huraoptymizmu, ale też bez wstydu, kompleksów i negacji. Ci, którzy boją się przeszłości, zatrzymali się na etapie zbuntowanego nastolatka.
Kiedy słyszę z ust polityka albo publicysty stwierdzenie, że współczesny patriotyzm to kasowanie biletów i chodzenie do szkoły, a prowadzenie aktywnej polityki historycznej to ksenofobia, to coś mi nie pasuje. Nie mogę się zgodzić ze stwierdzeniem, że chodzi o zwykłą niedojrzałość. Czy współczesne polskie elity to osoby niedouczone i naiwne?
Oczywiście, są także powody polityczne. W Polsce zniszczone zostały tradycje PPS-owskie, czyli patriotyzm w wydaniu lewicowym. W związku z tym patriotyzm stał się domeną prawej strony sceny politycznej. Więc teraz, jeśli ktoś ma lewicowe poglądy, nie bardzo odnajduje się w retoryce patriotyczno-historycznej i zaczyna ją zwalczać. Poza tym, po drugiej wojnie światowej – nie tylko w Polsce – pojawił się bardzo silny nurt myślenia, obciążający silne poczucie tożsamości narodowej, tradycyjne wartości i europejską kulturę odpowiedzialnością za wybuch wojny i Holokaust. Uważam takie myślenie za błędne. Historia pokazuje, że masowe zbrodnie popełniano z bardzo różnych motywów. W czasie krucjat mordowano w imię religii, w czasie rewolucji francuskiej powoływano się na wolność i braterstwo, komuniści mordowali w imię równości i internacjonalizmu. Ofiar komunistycznych w Azji było więcej niż ofiar nazizmu w Europie.
|
Podsumowując, jak Pan ocenia polską politykę historyczną ostatnich lat?
Widzę kilka osiągnięć, takich jak powstanie MPW czy Europejskiego Centrum Solidarności, czy działania edukacyjne IPN. Niestety, widzę też dużą niekonsekwencję i brak spójności polityki państwa. Nie ma instytucji, która koordynowałaby wysiłki na arenie międzynarodowej. Widzę też potrzebę skierowania większych funduszy na produkcję filmową i telewizyjną, a do tego potrzebne są decyzje polityczne. Potrzebujemy konsekwencji i większego zaangażowania ze strony państwa.
Jakie wyzwania stają przed Polską w najbliższej przyszłości?
Poważnym wyzwaniem jest zmiana sytuacji geopolitycznej. Do tej pory funkcjonowaliśmy w dość bezpiecznym świecie i była międzynarodowa wola dialogu. Na naszych oczach to się zmienia. Wojna na Ukrainie z jednej strony i konfrontacyjne relacje pomiędzy Zachodem i światem islamu z drugiej będą wpływały na zaostrzenie stanowisk i wzrost tendencji nacjonalistycznych. A co za tym idzie, państwa będą kładły dużo większy nacisk na promowanie własnej wizji historii. Również Polskę czekają poważne wyzwania, m.in. konfrontacja z propagandą rosyjską, oczerniającą żołnierzy Armii Krajowej, czy rozgrywanie przez Rosję kwestii wołyńskiej. Musimy mieć instrumenty, żeby skutecznie na to odpowiadać. Mamy mocne karty, jeśli chodzi o polską historię, i nie musimy ich znaczyć. A to rzadkość. Skuteczna polityka historyczna musi być oparta na prawdzie. W przeciwnym razie łatwo ją podważyć i ośmieszyć ideę, która za taką polityką stoi. Jest wiele ciekawych i prawdziwych historii, które możemy światu opowiedzieć – takie jak ta o Janie Karskim, rotmistrzu Pileckim, polskich lotnikach – musimy tylko być bardziej aktywni na tym polu.
***
Robert Kostro (1967) – historyk, publicysta i polityk. Ukończył studia w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 80. uczestnik opozycyjnego Ruchu Młodej Polski. W 1997 r. dyrektor Departamentu Spraw Zagranicznych Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Autor wielu książek i artykułów. Od 2006 r. pełni funkcję dyrektora Muzeum Historii Polski.
rozmawiała Iwona Żurek |