Oczywiście, są sukcesy. Miliony polskich rodzin odnalazły swoje miejsce w nowych warunkach, skrajnie różnych od tego, co znały dwa poprzednie pokolenia. Wielu powodzi się tak wspaniale, że żyją równie dobrze, a bywa, że lepiej, niż mieszkańcy zasobnych od wieków krajów Europy zachodniej. Ale i skala ubóstwa u nas, zwłaszcza wśród dzieci, należy jednej z dwóch najwyższych w Unii. Sukcesy widzimy zwłaszcza na tle sąsiadów z dawnego obozu komunistycznego: żaden kraj nie zaszedł dalej niż Polska, a przecież państwa te nie straciły, tak jak my, całej dekady lat 80., jakoś się wówczas rozwijały, a przynajmniej nie zwijały się. Polsce nie grożą też szczególnie ostre konflikty narodowościowe czy społeczne. Zwróćmy uwagę, że żaden rząd nie upadł w wyniku protestów społecznych, strajków czy demonstracji, a wewnętrzny konflikt polityczny chyba już słabnie.
|
Dlaczego uciekają od powagi, a w szerszym sensie, od Polski traktowanej jako dziedzictwo i zobowiązanie? Zapewne podświadomie wyczuwają to, co my wiemy: że III RP coraz bardziej jałowieje. Coraz mniej wiadomo, po co ma trwać państwo polskie. Skoro nasza przeszłość i nasza kultura są rzekomo obciążeniem, skoro – jak to niedawno ujął Jan Kulczyk – rzekomo nie można być jednocześnie Polakiem i Europejczykiem (tak jak gdyby istnieli jacyś „Europejczycy” oderwani od swoich narodowości), to znaczy, że Polska sensu nie ma. Że byłoby lepiej, gdyby zniknęła, a przynajmniej jakoś się rozmyła, przestała być sobą. Może jeszcze państwo traktowane jako zwykła instytucja obsługująca obywateli może się przydać, ale już państwo będące emanacją narodu nadaje się tylko na śmietnik.
III RP została zbudowana na porozumieniu, ponad głowami Polaków, komunistów i części elit solidarnościowych, o czym tak dosadnie przypomniał nam państwowy i pełen splendoru pogrzeb Wojciecha Jaruzelskiego. Ten manewr polityczny miał wiele skutków, ale jeden wydaje się szczególnie trwały: otóż powstałe z tego mariażu państwo od pierwszego dnia traktowało Polaków jako zagrożenie, jako źródło potencjalnej niestabilności. Dlatego z taką pasją III RP zwalcza każdą wyrazistość, każdą mocniejszą tożsamość, każdą integralność. Swoje przetrwanie wiąże z płynnością, niejednoznacznością, wiecznym niedokończeniem i niedopowiedzeniem, unikaniem nawet marzenia o mocy i znaczeniu. Jest w tym coś z fatalnego w skutkach hasła naszych przodków głoszącego, że „Rzeczpospolita nierządem stoi”.
Dziś zasadnicze pytanie brzmi: czy III Rzeczpospolitą można naprawić? Czy da się wyeliminować jej błędy nie naruszając całej konstrukcji? Oby. Bo jeżeli się nie da – to znów czeka nas powtórka: klęska, upadek, a dopiero potem odrodzenie. Jak zwykle w tym miejscu Europy, w bólu i cierpieniu.
Jacek Karnowski |