No, popsuli. Naród zareagował więc wspomnianym śmiechem. Jeden z popularniejszych żartów głosi: „Najnowszy sondaż TNS: 40 proc. widzów po obejrzeniu relacji TVP jest przekonana, że w sobotę złoty medal zdobył Donald Tusk”. Warto dodać, że tego samego dnia rano premier zjawił się niespodziewanie na pogrzebie Julii Bonk, córki polskiego medalisty z Londynu, co również pokazały zaproszone wcześniej kamery. Tym samym właściwie wybrzmiały słowa Tuska, który w kwietniu 2012 roku potępiał opozycję zaangażowaną w wyjaśnianie Smoleńska zdaniem następującym: „Wolałbym się nie urodzić, niż na grobach zmarłych budować swoją karierę
polityczną”.
Tak to już jest u naszego premiera, że słowa wiele nie znaczą. Był już liberałem, konserwatystą, lewicowcem, socjaldemokratą. Kim jest dziś i kim będzie w najbliższej przyszłości, nie bardzo wiadomo. Jest za to pewne, że zrobi wszystko dla utrzymania władzy. Teraz chce debatować z Jarosławem Kaczyńskim o najnowszym programie Prawa i Sprawiedliwości. Pytanie proste: skąd PiS weźmie pieniądze na swoje obietnice, w tym na sztandarowe 500 złotych miesięcznie na drugie i każde kolejne dziecko w rodzinie. Co prawda PiS źródła finansowania wskazuje, ale premier słusznie dopytuje: on wie, że jego rząd wydrenował wszelkie możliwe zaskórniaki, ostatnio w Lasach Państwowych, i że pieniędzy nie ma. A skoro nie ma pieniędzy, to nie ma wyjścia: premier musi wypychać mistrzów olimpijskich z ekranu. Coś naród musi
dostać.
Wezwanie Kaczyńskiego do debaty to zresztą zabieg jakościowo niewiele różny od biegania za olimpijczykami. Tusk sięga po grepsy, pozy, miny i słowa, bo wie, że panuje nad najważniejszymi mediami. Nikt więc nie powie milionom, że król jest nagi, że to wszystko to tylko propaganda, która ma zastąpić realne rządzenie, która ma przykryć skutki wieloletniego braku odpowiedzialności. Teraz chce debatować o programie PiS, co jest o tyle zabawną propozycją, że... sam przecież żadnego wyraźnego programu nie ma. W zgodnej opinii komentatorów opozycyjnych Kaczyński nie powinien więc przyjmować wyzwania, bo jest ono oczywistą pułapką. Jeżeli Tusk rzeczywiście chce poważnej rozmowy o Polsce, niech zacznie od spraw zupełnie podstawowych. Np. niech wpuści trochę świeżego powietrza do TVP, która przestała już być przestrzenią debaty, a stała się narzędziem propagandowym władzy. W programach informacyjnych – podobnie jak u komercyjnej konkurencji – każda relacja z aktywności opozycji to już właściwie z reguły satyryczny felietonik.
Program PiS nie jest oczywiście pozbawiony wad. Rozumiem też ludzi, którzy programowo nie zgadzają się z pomysłem, by to państwo animowało rozwój gospodarczy i społeczny – a taka jest zasadnicza oś propozycji Kaczyńskiego, który chce wydać na ten cel kilkaset miliardów złotych. Warto jednak pamiętać, że już samo poważne myślenie o Polsce jest dziś wielkim atutem prawicowej opozycji. Po stronie władzy mamy bowiem, jak widzimy, wyłącznie hucpę. Może i śmieszną, ale tylko hucpę. A to przyszłości nam nie zapewni.
Jacek Karnowski |