Obowiązkowym punktem wycieczek po tym pięknym mieście jest wizyta w imponującym Vasa Museum. Vasa należał do największych szwedzkich galeonów. Zbudowany został w XVII w. na zlecenie króla Gustawa Adolfa pod nadzorem budowniczego z Holandii. Wielki, bogato wyposażony i uzbrojony po zęby okręt wojenny był przeznaczony do najazdu na Polskę, z którą Szwecja akurat walczyła. Budowano go niemal dwa lata, jednak nie do końca dobrze. Bo po nagłej śmierci holenderskiego projektanta, na wyraźne zalecenie niezbyt znającego się na szkutnictwie króla (skąd my to znamy?), okręt okazał się być ostatecznie zbyt długi i za wysoki na swoją szerokość.
W rezultacie 10 sierpnia 1628 r. Vasa, obserwowany z brzegu przez tłumy ludzi, jeszcze w obrębie portu, pod wpływem podmuchu wiatru silne przechylił się na lewą burtę. Przewrócił się i zatonął, pociągając za sobą na dno około 50 członków załogi. Zwołana później komisja nie obarczyła nikogo odpowiedzialnością za katastrofę, choć o sabotaż oskarżono wówczas domniemanych polskich agentów, którzy mieli celowo zmienić dane konstrukcyjne okrętu (sic!).
Potem zapomniano o nim na prawie 300 lat. W 1956 r. wrak spoczywający na głębokości 32 m został odnaleziony przez archeologa-amatora. W 1961 r. zdecydowano go wydobyć, by po kilkunastu latach kosztownych prac renowacyjnych okręt udostępnić zwiedzającym. Statek i jego tragedia pokazywały słabość ówczesnego państwa. A jednak od 1990 r. placówka ta jest najczęściej odwiedzanym muzeum w Szwecji! I jeszcze jak potrafi na siebie zarobić!
W muzeum można zobaczyć znalezione na dnie pochodzące z okrętu ponad 14 000 przedmiotów, w tym np. złoty pierścień jednego z kapitanów. Nurkom udało się go znaleźć na dnie ciemnego morza, podczas gdy dziś naszym specjalistom jakoś nie udało się znaleźć laptopów i telefonów zmarłych tragicznie w Smoleńsku ważnych osób.
Wielu naszym rodakom takie wydatki i takie wystawy wydają się zbędne. Szaleńcze zrywy dla wielu są tematem kpin i wstydu. Tylko gdyby Szwedzi tak myśleli, Vasa Museum by nie powstało. Przecież upamiętnienie wojen, zrywów i nawet przegranych powstań to także proces społecznego wychowania i przekazywanie wartości – a więc ofiarności i poświęcenia dla dobra wspólnego. To coś, co także cementuje naród, jego wspólne doświadczenia i trudne chwile, a także pokazuje prawdę o nas innym. Skoro kraj, w którym oficjalnie promuje się różne „mniejszości”, nie dystansuje się do swojej tożsamości i chce promować swoją przeszłość i nie wstydzi się jej, to dlaczego u nas miałoby być inaczej?
Krzysztof Ziemiec |