Świadomość tak wielkiej i nieodwracalnej straty powoduje, że rozpacz obu wdów jest wielka. To zaś wywołuje w nas współczucie. W przypadku wdowy z Sarepty Sydońskiej jest ono tym większe, że znamy ją jako kobietę wielkiego zawierzenia. W czasie klęski głodu przyjęła przecież pod swój dach proroka Eliasza i podzieliła się z nim ostatnią garścią mąki. Podzielamy jej rozgoryczenie. Za jej serce i zawierzenie Bogu spodziewać się można było innego zakończenia. A swoją drogą, w jak trudnej sytuacji znalazł się wtedy i sam prorok, z którego obecnością zaczęło się kojarzyć nieszczęście i śmierć. To mogło odebrać ochotę do dalszej służby Bogu. Mamy do czynienia z poruszającym dramatem, który może nam pomóc rozumieć cierpienie Matki Bożej i uwielbić Boga za Jego łaskę objawiającą się w zwycięstwie nad śmiercią ciała.
Ale mamy tu do czynienia ze świadectwem jeszcze jednego wskrzeszenia. Przecież to, co pisze o sobie św. Paweł w Liście do Galatów, to również powrót do życia. Jego gorliwość i oddanie Panu Bogu były imponujące. Ale dopóki nie poznał Chrystusa, był w tej gorliwości na drodze śmierci. Sam pisał potem o sobie z tego okresu jako o „poronionym płodzie”, czyli zanurzonym w śmierci jeszcze przed narodzeniem. Dopiero Chrystus, który objawił mu się pod Damaszkiem, przywrócił go do prawdziwego życia i oddał Kościołowi – Matce jako syna, z którym związał nadzieję na ewangelizację świata. Umieszczenie świadectwa o tym wydarzeniu w jednej linii z dwoma fizycznymi wskrzeszeniami poucza nas, że na cuda dotyczące ludzkiego ducha i życia wiecznego trzeba patrzeć z nie mniejszą wdzięcznością niż na cuda dotyczące ludzkiego ciała i doczesnego życia.
ks. Henryk Zieliński |