Wraz z Brexitem wygrana Donalda Tumpa w wyborach prezydenckich utorowała drogę do zwycięstwa politycznych outsiderów we Włoszech, tryumfu nacjonalistów w Austrii, zwiększenia poparcia dla Alternatywy dla Niemiec. Może walnie przyczynić się do wygranej Marie Le Pen we Francji. Ten ostatni fakt zapewne byłby gwoździem do trumny euro, a może i Unii. Dlatego elity przeszły do przeciwuderzenia.
Główną linia natarcia jest rzekoma cicha współpraca pomiędzy sztabem wyborczym Donalda Trumpa i służbami rosyjskimi. Od ponad dziesięciu lat stosunki pomiędzy USA i Rosją, pomimo „resetu” ogłoszonego przez Baracka Obamę, były napięte. Otwarta wojna na słowa rozpoczęła się w lutym 2007 r., gdy prezydent Włodzimierz Putin podczas Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa oskarżył Stany Zjednoczone o łamanie norm międzynarodowych i nieokiełznane używanie siły zbrojnej oraz podważył moralne przywództwo USA. Zbrojny najazd na Ukrainę doprowadził do gwałtownego zaostrzenia stosunków – dla Ameryki Rosja stała się wrogiem numer jeden (szerzej: „Idziemy” nr 24/2017).
Maile Hillary Clinton
W tym kontekście nieustanne zachwyty kandydata Trumpa nad Putinem i jego zapowiedzi zawarcia bliżej niesprecyzowanego porozumienia z Moskwą stanowiły niezwykły dysonans. Co więcej, w trakcie kampanii wyborczej w 2016 r. niezwykłego znaczenia nabrała sprawa używania przez Hillary Clinton, gdy ta była sekretarzem stanu, zamiast rządowego – prywatnego systemu komputerowego, który nie miał właściwych zabezpieczeń i z tego powodu kopie jej e-mailowej korespondencji wypłynęły na światło dzienne.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu papierowym
Idziemy nr 38 (676), 23 września 2018 r.
Artykuł w całości ukaże się na stronie po 5 października 2018 r.