Najważniejszym triumfem reprezentacji tego kraju jest zdobyty w tym roku pierwszy w historii tytuł mistrza Azji. Sukces nie wziął się znikąd. Chcąc uniknąć kompromitacji, Katarczycy od dawna pracowali nad wzmocnieniem reprezentacji. W efekcie w kadrze znajdziemy takie nazwiska, jak Goran Stojanović (to Czarnogórzec), Bertrand Roine (urodził się we Francji) czy pochodzący z Hiszpanii Borja Vidal. A to nie wszyscy zawodnicy, którzy trafili do Kataru w konkretnym celu i za konkretne pieniądze. Cała ta sytuacja na pewno nie budzi sympatii wobec organizatorów mistrzostw.
Gospodarze turnieju mają swoje zmartwienia – my swoje. Nasza reprezentacja nie jest zaliczana do głównych faworytów. Może to i dobrze, bo nie będzie dodatkowej presji. A ta i tak jest spora. Z czego wynika? Między innymi z sukcesów klubów. Nasi najlepsi ligowcy – z Kielc i Płocka – kolejny sezon z rzędu świetnie poczynają sobie w Lidze Mistrzów. Kibice oczywiście zdają sobie sprawę z tego, że o sile tych ekip decydują też obcokrajowcy. A ci na mistrzostwach świata zagrają w reprezentacjach naszych rywali. Polska kadra znów oparta jest na doświadczonych graczach. Pytanie tylko, czy to będzie atut biało-czerwonych.
Sławomir Szmal, Mariusz Jurkiewicz czy Krzysztof Lijewski to klasa światowa. Tyle że oni już przed poprzednimi turniejami zwracali uwagę na jeden fakt – są coraz starsi, a to w piłce ręcznej często oznacza też więcej kłopotów ze zdrowiem. Bo sił z wiekiem, niestety, nie przybywa. Mnie martwi jeszcze coś. Trener Michael Biegler znów dużo mówi o grze obronnej naszej drużyny. Pamiętam, że o tym samym opowiadał niemal od początku swojej pracy z naszą reprezentacją. A samą defensywą, choćby najlepszą i najbardziej szczelną, wielkich sukcesów się nie osiągnie. Do nich potrzebny jest pomysł na grę w ataku. I to może być klucz do tego, by w trakcie turnieju nasi szczypiorniści uniknęli… kataru i po pięciu latach przerwy wrócili na podium.
Mariusz Jankowski |