W tym miejscu jeszcze niedawno zabijano dzieci.
Dziś jest tu przedszkole „New Horizon Academy” (St. Paul w stanie Minnesota)
Dziś jest tu przedszkole „New Horizon Academy” (St. Paul w stanie Minnesota)
Istotne są pikiety ze zdjęciami dzieci zabitych w aborcji. I modlitwa. Dużo modlitwy. Z czasem klinika zostanie zamknięta. Taki los spotkał tę, która mieściła się w mojej dzielnicy w St. Paul, stolicy stanu Minnesota.
Tam latem temperatury sięgają 30°C, a zimą -30°C. Deszcz czy gorąco, śnieg czy mróz – zawsze można było tam spotkać obrońców życia z napisami „Stop aborcji”, zdjęciami zabitych nienarodzonych dzieci i z różańcami. Stali na chodniku pod kliniką aborcyjną Planned Parenthood, największej organizacji aborcyjnej w USA ze statusem non profit.
Klinika znajdowała się w dzielnicy Highland Park, naprzeciw biblioteki i w pobliżu liceum. To celowa lokalizacja, wybierana przez aborcyjnych biznesmenów tak, aby był do niej łatwy dostęp, szczególnie dla nastolatek. Klinik aborcyjnych nie można nie zauważyć, ale można nie wiedzieć, co się w nich dzieje.
Na własne oczy
Obecność obrońców życia jest tam potrzebna. Trzeba stać, aby poruszać sumienia i ratować życie kobiet i nienarodzonych dzieci. Pewnego dnia i ja odważyłam się pójść pod klinikę. Było łatwiej, bo towarzyszył mi mój syn. Była nas garstka, choć St. Paul to miasto, gdzie odsetek katolików jest dość wysoki. Przejeżdżający obok kierowcy samochodów solidaryzowali się z nami, używając klaksonu. Wśród nich był np. kierowca śmieciarki firmy Allied Waste. Tacy jak on czasem dużo lepiej wiedzą, czym tak naprawdę jest aborcja, niż jakiś proaborcyjny etyk. Oni widzą jej rezultaty na własne oczy, bo bywają zatrudniani przy wywozie tzw. odpadów medycznych. Szczątki nienarodzonych dzieci wypadają czasem z plastikowych worków.Tak, takie wyjście na zewnątrz dla wielu ludzi nie jest łatwe. Jednak wystarczy się przełamać i zrobić to raz. To przecież nie jest wielka ofiara. W Polsce nie ma wprawdzie wolno stojących aborcyjnych klinik, są za to szpitale publiczne, jak Szpital Bielański w Warszawie, i prywatne, jak Pro-Familia w Rzeszowie, w których uśmierca się – lub uśmiercało – nienarodzone dzieci. Pikiety pod tymi placówkami organizuje Fundacja Pro-Prawo do Życia. I przychodzi na nie garstka, choć to przecież katolicki kraj. Wśród pikietujących w St. Paul byli studenci, mężczyźni i kobiety w różnym wieku, a nawet dzieci. Na podobne spotkania w USA przychodzą nie tylko zakonnice, zakonnicy i księża, lecz także biskupi i arcybiskupi.
Klinika Planned Parenthood w St. Paul działała aż 33 lata. Czy gdyby nasza obojętność była mniejsza, a opór bardziej zdecydowany i systematyczny, nie moglibyśmy doprowadzić do zamknięcia abortoriów dużo szybciej? Bo czy nasz brak reakcji na ich działania nie oznacza trochę cichej akceptacji?